Obiecałem dodać dużo wcześniej, niestety onet na to nie pozwalał. Tym razem bez obrazka i króciutko, ale nadrobię w drugiej części. Od kolejnych epizodów akcja trochę nabierze tempa.
Dedykacje dla tych, którzy mnie tak popędzali i wypytywali ;), o kim mowa, na pewno wie.
Wiecie już co nieco o mnie, więc teraz opowiem Wam troszkę otajemniczym spadającym obiekcie, od którego cała historia się zaczęła.
Pamiętacie zuchwałego Sun Wukonga? Otóż nie zawsze jegopoczynania kojarzyły się z bohaterstwem. Właściwie to jak Sun stał się potężnyjest raczej historią przepełnioną złymi występkami i można ją właściwie nazwaćrebelią wobec niebios.
Sun, od swoich narodzin czuł się wyjątkowy. Niestetywyjątkowość ta zapoczątkowała jego głód władzy. Początkowo Król Małpwykorzystywał swoją siłę, aby bronić swoich małpich ziomków, przed atakującymidemonami, lecz wraz z tym jak rosła jego siła, rosły też jego ambicje. Jużwkrótce Sun zapragnął nieśmiertelności, którą sobie ukradł, zjadającniebiańskie brzoskwinie. Za ten występek został skazany, razem z całym małpimrodem, na piekło. Ale nawet piekielne czeluści nie okazały się straszne psotnejmałpie i już wkrótce Sun podstępnie uwolnił się z diabelskich sideł wymazując zksięgi umarłych imiona swoich podwładnych i swoje własne.
Spytacie, co to wszystko ma wspólnego ze spadającym obiektem?A to, że ten spadający obiekt był jedną z najpotężniejszych broni jakakiedykolwiek powstała, a Sun zdobył ją na swojej ścieżce do wypowiedzenia wojnyniebiosom.
Sheng-Lun czuł się nieco oszukany, wracając poprzez polagraniczące z puszczą, za których łagodnymi pagórkami wyglądały już dachykonstrukcji z grubych bambusowych belek. Był już pewien, że kres jego przeznaczeniajest blisko, a jednak los pokazał, że ma do wypełnienia kolejne zadanie.
Gdy przekroczył granice wsi z niemowlęciem przewiązanym zaplecami, natychmiast zbiegła się zainteresowana grupka starszych kobiet, którezasypały starego mnicha masą pytań. Opat zignorował je wciąż krocząc przedsiebie. Kobiety mając dla starca wielki szacunek postanowiły nie naciskać ipowróciły do swoich zajęć. Mnich mimo niewzruszonej postawy był jednak wyraźniezaintrygowany, bowiem żadna z kobiet nie powiedziała nic o spadającym obiekcie.Czyżby tylko on zauważył, że nieboskłon niedawno został podzielony na pół przezwielką płonącą strzałę? Niezbadane są plany bogów. Idąc pod nosem cichutkopowtarzał mantrę „amida budda”, gdy przechodząc obok najbardziej wysuniętej pozagranice wsi chaty doszedł go znajomy głos.
– Panie Sheng! Proszę zaczekać!
Do starca podbiegł krzepki mężczyzna. Był to drwal Jin-Ba.
– Panie Sheng, proszę dać sobie pomóc. Wezmę dla Pana to dziecko.
Starzec zatrzymał się na chwilę i przekazał niewiniątko bezsłowa. Znał bowiem mężczyznę nie od dziś i wiedział, że można powierzyć mukażdy sekret.
Drwal ruszył żwawym krokiem obok starca, nie zadając żadnychpytań, rozmawiając jedynie o sprawach codziennych i komentując pogodę czy teżnarzekając na kiepski handel surowcem w ostatnich dniach.
Gdy mężczyźni dotarli do bramy świątyni, mnich popatrzył nazawiniątko i zamyślił się na moment.
- Świątynia to nie miejsce dla tak małego dziecka… – odparł,po czym odwrócił się bez słowa i opuścił dziecko i drwala.
Ta scena powinna wydawać się dziwna, ale dla każdegomieszkańca wsi byłaby w pełni zrozumiała. Otóż Jin-Ba wraz z młodą żoną oddługiego czasu marzyli o dziecku. Niestety wbrew wszelkim staraniom ichmarzenie nie mogło się ziścić. Drwal odprowadził wdzięcznym spojrzeniem staregomędrca, głęboko radując się w duchu. Czym prędzej pobiegł do domu podzielić sięwspaniałą wiadomością.
Dedykacje dla tych, którzy mnie tak popędzali i wypytywali ;), o kim mowa, na pewno wie.
Wiecie już co nieco o mnie, więc teraz opowiem Wam troszkę otajemniczym spadającym obiekcie, od którego cała historia się zaczęła.
Pamiętacie zuchwałego Sun Wukonga? Otóż nie zawsze jegopoczynania kojarzyły się z bohaterstwem. Właściwie to jak Sun stał się potężnyjest raczej historią przepełnioną złymi występkami i można ją właściwie nazwaćrebelią wobec niebios.
Sun, od swoich narodzin czuł się wyjątkowy. Niestetywyjątkowość ta zapoczątkowała jego głód władzy. Początkowo Król Małpwykorzystywał swoją siłę, aby bronić swoich małpich ziomków, przed atakującymidemonami, lecz wraz z tym jak rosła jego siła, rosły też jego ambicje. Jużwkrótce Sun zapragnął nieśmiertelności, którą sobie ukradł, zjadającniebiańskie brzoskwinie. Za ten występek został skazany, razem z całym małpimrodem, na piekło. Ale nawet piekielne czeluści nie okazały się straszne psotnejmałpie i już wkrótce Sun podstępnie uwolnił się z diabelskich sideł wymazując zksięgi umarłych imiona swoich podwładnych i swoje własne.
Spytacie, co to wszystko ma wspólnego ze spadającym obiektem?A to, że ten spadający obiekt był jedną z najpotężniejszych broni jakakiedykolwiek powstała, a Sun zdobył ją na swojej ścieżce do wypowiedzenia wojnyniebiosom.
Sheng-Lun czuł się nieco oszukany, wracając poprzez polagraniczące z puszczą, za których łagodnymi pagórkami wyglądały już dachykonstrukcji z grubych bambusowych belek. Był już pewien, że kres jego przeznaczeniajest blisko, a jednak los pokazał, że ma do wypełnienia kolejne zadanie.
Gdy przekroczył granice wsi z niemowlęciem przewiązanym zaplecami, natychmiast zbiegła się zainteresowana grupka starszych kobiet, którezasypały starego mnicha masą pytań. Opat zignorował je wciąż krocząc przedsiebie. Kobiety mając dla starca wielki szacunek postanowiły nie naciskać ipowróciły do swoich zajęć. Mnich mimo niewzruszonej postawy był jednak wyraźniezaintrygowany, bowiem żadna z kobiet nie powiedziała nic o spadającym obiekcie.Czyżby tylko on zauważył, że nieboskłon niedawno został podzielony na pół przezwielką płonącą strzałę? Niezbadane są plany bogów. Idąc pod nosem cichutkopowtarzał mantrę „amida budda”, gdy przechodząc obok najbardziej wysuniętej pozagranice wsi chaty doszedł go znajomy głos.
– Panie Sheng! Proszę zaczekać!
Do starca podbiegł krzepki mężczyzna. Był to drwal Jin-Ba.
– Panie Sheng, proszę dać sobie pomóc. Wezmę dla Pana to dziecko.
Starzec zatrzymał się na chwilę i przekazał niewiniątko bezsłowa. Znał bowiem mężczyznę nie od dziś i wiedział, że można powierzyć mukażdy sekret.
Drwal ruszył żwawym krokiem obok starca, nie zadając żadnychpytań, rozmawiając jedynie o sprawach codziennych i komentując pogodę czy teżnarzekając na kiepski handel surowcem w ostatnich dniach.
Gdy mężczyźni dotarli do bramy świątyni, mnich popatrzył nazawiniątko i zamyślił się na moment.
- Świątynia to nie miejsce dla tak małego dziecka… – odparł,po czym odwrócił się bez słowa i opuścił dziecko i drwala.
Ta scena powinna wydawać się dziwna, ale dla każdegomieszkańca wsi byłaby w pełni zrozumiała. Otóż Jin-Ba wraz z młodą żoną oddługiego czasu marzyli o dziecku. Niestety wbrew wszelkim staraniom ichmarzenie nie mogło się ziścić. Drwal odprowadził wdzięcznym spojrzeniem staregomędrca, głęboko radując się w duchu. Czym prędzej pobiegł do domu podzielić sięwspaniałą wiadomością.